Geoblog.pl    naszepodroze    Podróże    Tajlandia-Kambodża 2011    Bazarowy zawrót głowy
Zwiń mapę
2011
02
kwi

Bazarowy zawrót głowy

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10746 km
 
Czas na ostatnie zakupy. Wybieramy się na najsłynniejszy bazar w Bangkoku - Chatuchak.

Po raz kolejny bierzemy tuk tuka i po chwili prujemy ulicami miasta. Trzeba przyznać, że jazda tuk tukiem może być bardzo ekscytująca, zwłaszcza gdy kierowca pretenduje do miana pirata drogowego roku. Hamuje na zderzakach innych aut, wymija na trzeciego, tudzież wpycha się między auta tak, że lepiej wtedy nie wystawiać nawet palca. Jest to jednak wg mnie najszybszy i najlepszy środek transportu w tym wiecznie zakorkowanym mieście. Po 40 minutach szaleńczej jazdy docieramy do celu. Na bazarze jest już niezły tłumek. Zaczynamy penetrować alejki oddając się szaleństwu zakupowemu - ubrania, buty, rzeczy do domu. Minus taki, że trzeba będzie to wszystko taszczyć do Polski. Zdecydowany plus - CENY!

Głównym zadaniem na bazarze jest zakup kubraka dla psa Rodziców. Gdy docieramy do sekcji z artykułami dla zwierząt przeżywamy lekki szok. Ubranek są miliony - sukieneczki, kaftaniki, kapelusze (!). Furrorę wśród Tajów robią pakowane po 4ry buciki - trampki, pantofelki. Chodzą od stoiska do stoiska ze swoimi psami (głównie Chiuaua) i przystrajają je na wszelkie możliwe sposoby, tak, że psy te w pewnym momencie bardziej przypominają choinkę niż siebie samego. Wykonanie zadania nie było łatwe, ponieważ nikt na bazarze nie słyszał o czymś takim jak centymetr i nijak nie mogę się dogadać co do wymiarów. W końcu Tofcio staje się szczęśliwym posiadaczem futerkowego kubraka w psie łapki :)) Będzie modny ;))) Po 3h zawijamy się z powrotem do hotelu. Jest strasznie duszno i zbiera się chyba na jakiś deszcz. Nawet Tajowie ledwo zipią.

Mąż z racji swojego wzrostu (prawie 2m) budzi powszechne zainteresowanie. W sumie nic dziwnego, skoro przeciętny Taj może mu się schować pod pachą. Śmiać mi się chce, bo naganiający na każdym rogu sprzedawcy garniturów, chyba by mieli niezły problem najpierw z wymierzeniem Misia, a następnie ze skrojeniem mu garnituru - materiału by nie starczyło ;)

Wieczorem ostatni masaż. To jedna z tych cudownych rzeczy w Tajlandii, z których warto korzystać na potęgę. Pół godzinny masaż stópek (a dzisiaj taki nam się wyjątkowo przyda) to koszt 100 BTH (czyli jakieś polskie 10 zł).

Wracamy do hotelu, pakowanie (uff jakoś udało się wszystko upchnąć) i lulu. Jutro widzimy się na polskiej ziemi, dobrze, bo żonę nadal męczy fatalne zatrucie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 0 komentarzy0 20 zdjęć20 5 plików multimedialnych5
 
Nasze podróże
19.03.2011 - 03.04.2011