Geoblog.pl    naszepodroze    Podróże    Tajlandia-Kambodża 2011    Ewakuacja
Zwiń mapę
2011
30
mar

Ewakuacja

 
Tajlandia
Tajlandia, Krabi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10071 km
 
Wstajemy skoro świt. Nadal leje, chociaż troszkę jakby mniej - o ile tak można powiedzieć o laniu. Wracamy do wczorajszego biura zakupić taksówkę. Nie jestem do końca przekonana o tej formie podróżowania (sporo wody), ale rzekomo taksówka w razie gdyby most był nadal nieprzejezdny może zrobić objazd.

Pakujemy manatki, żegnamy się z przemiłym hotelarzem (na pewno wrócimy!), życzymy reszcie mieszkańców "good luck" i wyruszamy w podróż na lotnisko. Trochę to wszystko wygląda przytłaczająco. Na ulicach lawiny błotne spływające ze wzgórz, ludzie układający worki przed swoimi sklepikami. W większości droga jest przejezdna, jednak jest parę miejsc gdzie woda wdarła się na ulicę oraz pod pobliskie chaty. Most przejezdny, chociaż lekko pod wodą. Podobno wczoraj wieczorem było dużo gorzej i mogły jeździć tylko wysokie autobusy. Los, a przede wszystkim Bóg chyba nam sprzyjają i umożliwiają ewakuację z zalanego Krabi.
W środku nas żal, smutek i przygnębienie. Nie tak miały wyglądać najbliższe dwa tygodnie. Jednak z drugiej strony cieszymy się, że żyjemy i mamy możliwość ewakuacji. Nasi znajomi na Koh Phanganie mają trochę mniej szczęścia - czekają na wojskowe amfibie.

Na lotnisku dziki tłum. Niektórzy koczują od paru godzin, inni szczęśliwie się już odprawiają. Każdy ma ten sam cel - uciec w bezpieczne miejsce. Czas dłuży się niemiłosiernie. Udało nam się odzyskać część pieniędzy za bilety lotnicze wewnątrzkrajowe. Niektóre linie twierdzą jednak uparcie, że u nich (Koh Phangan) już wcale nie leje (sic! mamy sprzeczne informacje) i nie mogą nam oddać pieniędzy, bo lot normalnie się odbędzie. Zdzierstwo, ale czego oczekiwać od najtańszych linii.
Rozgrywamy partyjkę w Chińczyka i zastanawiamy się czy siedzący obok nas skośnoocy (być może Chińczycy) wiedzą jak nazywa się ta gra ;)

Lecimy.

W Bangkoku tłum większy niż zazwyczaj (naprawdę da się!). Ludzie z całym swoim podróżniczym dobytkiem biegają od hotelu do hotelu w poszukiwaniu miejsca. Niestety większość tych nisko budżetowych jest zapełniona po brzegi. Decydujemy się na Rambuttri Village. Noc 1050 BTH, drogo, ale po wcześniejszych przejściach potrzebujemy czegoś miłego. Oprócz nas gigantyczna kolejka do check inn, dobrze, że hotel jest duży. Widać po ludziach, że są zmęczeni, rozczarowani - chyba nikt (nawet sami Tajowie) nie spodziewał się, że w porze suchej i gorącej będą ulewy takie jak w porze deszczowej.

Na koniec dnia fundujemy sobie masaż olejkami (250 BTH za godz.) i zimnego Changa wypitego nad pięknym hotelowym stawikiem. Jakby kłopotów było mało, żonie zaczyna doskwierać jakieś podtrucie. Jesteśmy zmęczeni.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 0 komentarzy0 20 zdjęć20 5 plików multimedialnych5
 
Nasze podróże
19.03.2011 - 03.04.2011