Wylądowaliśmy na Krabi. Niestety nie wygląda to za dobrze. Leje (L E J E! ! !) deszcz. Zdziwieni turyści patrzą z niedowierzaniem przez szyby autokaru (150 BTH z lotniska na plażę Ao Nang). Chyba do nikogo nie dociera fakt, że zamiast pięknego słońca i gorącego powietrza za oknami jest chłodno i mokro.
Trochę martwi mnie fakt, że nie mamy zarezerwowanego żadnego noclegu i w tym deszczu razem z bagażami będziemy się włóczyć w poszukiwaniu czegoś sensownego i niedrogiego. Szczęście się do nas jednak uśmiecha i już w autokarze poznajemy Niemca ok. 50 lat, który ma zarezerwowany jakiś podobno całkiem niezły i niedrogi hotel. Idziemy z nim, jednak wolne miejsca będą dopiero jutro. Dziś musimy szukać czegoś innego. Zostawiamy bagaże i brodząc w wodzie po kostki ruszamy na poszukiwania. Zadanie nie jest proste, ponieważ okazuje się, że na wyspach królują same drogie hotele - głównie SPA - żądające za nocleg ok. 3000 BTH (w dotychczasowych hotelach płaciliśmy ok. 1000 BTH). W końcu udaje nam się znaleźć nocleg na dziś w czystym hotelu za rozsądną cenę. Kiedy umordowani i przemarznięci rzuciliśmy bagaże na podłogę, zaobserwowaliśmy dziwną rzecz - żona kapie na niebiesko. Okazało się, że zakupione w Kambodży spodnie są naturalnie farbowane i zanim zostaną sprane, to przy pierwszym namoczeniu gubią swój barwnik. Całe nogi żony oraz hotelowa podłoga z lobby do naszego pokoju jest niebieska.
Wieczorem wybieramy się "na miasto". Podczas kolacji poznajemy parę starszych Norwegów. Nie mają dla nas dobrych informacji - na Krabi leje non stop od ostatniego tygodnia. To nam się trafiło! Po kolacji idziemy się powłóczyć i zahaczamy o knajpę, w której szefem jest Szwajcar, który postanowił zostać tu trochę dłużej, bo tak mu się spodobało i teraz sobie pracuje korzystając z uroków (jak nie pada) tego miejsca. Przy piwku i grze w bilard poznajemy parkę z Nowej Zelandii. Międzynarodowy bilard powoduje, że humor zaczyna nam na nowo dopisywać. Wynik 1:1 satysfakcjonuje wszystkich :) Jest na tyle pozytywnie, że nawet przestało lać! Cieszymy się, że to dobry znak i modlimy się, aby jutro było słońce. Niestety z drugiego wybrzeża płyną do nas niepokojące wieści od Leszka i Marysi - my modlimy się o słońce, oni modlą się o życie. Koh Phangan zalany i odcięty od świata. Po raz kolejny podczas tego wyjazdu mamy niezłego farta!