Geoblog.pl    naszepodroze    Podróże    Tajlandia-Kambodża 2011    Bayon - WOW
Zwiń mapę
2011
24
mar

Bayon - WOW

 
Kambodża
Kambodża, Siem Reap
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8874 km
 
Początkowo chcieliśmy zwiedzać Angkor rowerami, jednak ze względu na panujący upał i odległość, zdecydowaliśmy się na tuk tuka z hotelu. Za dwa dni wożenia płacimy 7$, czyli jakieś 21 zł (i jak tu nie kochać Azji ;) ).

Bilet do Angkoru wyrabia się kawałeczek przed kompleksem świątynnym. Zdjęcie wykonywane jest na miejscu. Koszt biletu na 3 dni - 40$ (jeden dzień jest gratis).

Pierwszą świątynią jaką zobaczyliśmy tego dnia jest Angkor Wat, czyli główna świątynia całego kompleksu, zaliczana do siedmiu cudów świata. Otoczona fosą, z czterema, symetrycznymi wieżami po bokach głównej. W środku, na ścianie dookoła rozciąga się gigantyczna płaskorzeźba przedstawiająca historię Kambodży. Cały teren jest bardzo uporządkowany i zadbany. Nie widać tu aż tak jak w innych świątyniach upływającego czasu. Dla mnie osobiście mało klimatycznie, nie mniej jednak robi niesamowite wrażenie.

Po kilku mniej znanych świątyniach, trafiliśmy do Ta Phrom - słynnej m.in. z filmu Tomb Rider. Świątynia ta jest już zupełnie inna niż wspomniany wcześniej Angkor. Bardziej dzika, z mniejszą ilością turystów. Można przysiąść na murku, zamknąć oczy i wsłuchiwać się w koncert grany przez świerszcze i chrząszcze. Zero hałasu, zero tłumów. Nad świątynią królują gigantyczne drzewa. Ciężko mi powiedzieć ile mogą mieć metrów, ale ma się wrażenie, że ich korony znajdują się już w chmurach. Patrząc na korę z daleka ma się wrażenie, że jest pokryta srebrem, tak się mieni w promieniach słońca, jednak jak się podejdzie bliżej okazuje się, że to tylko złudzenie :) Świątynia jako jedna z nielicznych jest obecnie remontowana - kamienie są numerowane, aby później przy składaniu na pewno się nie pomylić i zachować oryginalny kształt budowli. Niestety Kambodża jako biedny kraj, nie ma pieniędzy na odrestaurowanie wszystkich świątyń (a szkoda, bo niektóre są naprawdę piękne, ale bardzo zaniedbane), na szczęście powstają projekty, w których uczestniczą inne państwa wspomagając odbudowę.
W Ta Phrom przydażyła mi się również śmieszna historia. Spacerowałam pomiędzy murami, podziwiając płaskorzeźby, gdy nagle obok mnie pojawił się mały chłopiec z koszem pełnym bransoletek. Zaczął oczywiście tradycyjne nagabywanie do zakupu zawodząc "onnnnne dooollaar, onnnnnne doooollllar" (a wierzcie, że jest to gorsze zawodzenie niż płaczek pod kościołem i w pierwszej chwili chwyta za serce, dopiero później człowiek się na nie uodparnia). Odpowiedziałam mu grzecznie "dziękuję", a on pyta skąd jestem. Mówie więc, że "Warsaw,Poland" z myślą, że to biedne dziecko na stówe nie będzie wiedziało, co to Poland, a nawet Europe, a on wyskakuje do mnie po polsku "dzień dobry. jesteś piękna. jak masz na imię". Tak jak stałam, tak mnie w ziemie wbiło, szczęka znalazła się na ziemi i szczerze powiedziawszy nie wiedziałam czy mam coś powiedzieć, czy może zwiewać. Kambodżański chłopiec w środku dżungli mówiący po polsku!! Ochłonęłam i postanowiłam iść dalej, aby ogólnie kogoś zobaczyć, bo mały zaczął coś kombinować, a po tym jak spotkanemu Francuzowi buchnęli tu paszport, to wolałam się ze swoim nie rozstawać. Mały jeszcze długo za mną dreptał i dał mi spokój dopiero, gdy dołączyłam do Leszka. Co się okazało...
wychodzimy już na główną drogę, a miejscowe kobietki żegnają jakąś Ruską "do widzenia. jak się masz" (oczywiście po rusku). Te cwaniaki nauczyły się po prostu podstawowych/miłych wyrażeń w różnych językach i na to starają się wyżebrać parę dolarów (bo to takie urocze jak kambodżanin mówi w twoim języku). Godne podziwu jest dla mnie tylko to, że idealnie łączą państwo z językiem (czyli może jednak wiedzą, że Poland to Poland, a nie Holland ;) ).

Za każdym razem gdy wychodzimy ze świątyni czeka już na nas Thom (taki polski Tomek) ze swoim tuk tukiem, zimną wodą w butelkach oraz odświeżającymi chusteczkami - luksus ;) Trochę jest biedny, bo ciągle na nas czeka, a później musi gnać, abyśmy zdążyli jeszcze coś zobaczyć.

Kolejnym punktem naszej wycieczki jest moja Angkorowa miłość - Bayon. Fantastyczna, cudowna, magiczna. Nad świątynią górują ogromne twarze wykute w kamieniu, a każda z nich ma inną minę. Budowla jest wykonana tak, że układ otworów prowadzi niesamowitą grę ze słońcem. Pomieszczenia są doświetlone, że czasami odnosi się wrażenie, że na suficie zamiast otworu wisi żyrandol. Zastanawiające jest to jak oni kiedyś (9 - 13 w.) byli w stanie zbudować tak symetryczne budowle, na dodatek z takich ciężkich kamulcy, bez żadnych maszyn i na pewno tak rozwiniętej wiedzy architektonicznej jak teraz. Niestety czas nas tu strasznie gonił - Thom dał nam jedynie 30 min, które i tak w dziwny sposób wydłużyło się do prawie godziny, a mieliśmy zdążyć jeszcze na zachód słońca. Czując niedosyt postanowiliśmy wspólnie, że jutrzejszy dzień zaczniemy od ponownej wizyty w Bayon.

Pędząc tuk tukiem dotarliśmy do ostatniego miejsca dzisiejszego dnia - świątyni Phnom Bakheng, ze szczytu której mieliśmy obejrzeć najsłynniejszy w całym Angkorze zachód słońca. Gdy dotarliśmy naszym oczom ukazało się ogromne morze ludzi drepczących na górę (chętni mogli również wjeżdżać na górę na słoniu za 20$). Kosmos. Chyba tylko nasze podekscytowanie pozwoliło nam na wdrapanie się noga za nogą na górę, a później dodatkowo po bardzo wąskich i wysokich stopniach na szczyt piramidy. Łatwo nie było, bo temperatura podczas wdrapywania to jakieś 40st. plus duża wilgotność (płyniemy!), a na nagrzanej piramidzie siedziało się niczym na patelni - myślę, że coś ok. 50st. jak nie lepiej. Pierwszy raz w życiu zerkałam na zegarek (była 17:30) i modliłam się aby była już 18 i słońce zaczęło w końcu zachodzić. Gorąco! Sam spektakl był piękny. Różnorodność barw od fioletów i róży poprzez ciepłe pomarańcze do krwistej czerwieni. I widok na znajdujący się w oddali Angkor Wat.
Na samej piramidzie jest mnóstwo turystów. Dwie rzeczy na które na pewno warto zwrócić uwagę:
- pierwsza - kończy się już spektakl, szybko się ewakuuj, bo później jak ruszą tłumy turystów, to nie będzie to takie proste (zwłaszcza, że te schody są naprawdę bardzo strome i łatwo z nich zjechać)
- druga - pilnuj swoich rzeczy jak oka w głowie. Tłum to idealna okazja dla lokalnych kieszonkowców. Miałam okazję się o tym przekonać (na szczęście z dobrym zakończeniem), kiedy przysiadło się do mnie dwóch skośnookich, dziwnie obserwowało, po czym jeden zaczął wyciągać rękę w kierunku mojej saszetki, w czasie kiedy drugi za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Refleks i opanowanie sprawiły, że mój paszporcik wrócił do Siem Reap razem ze mną, a nie obcym facetem.

Jesteśmy wypompowani, co oczywiście nie przeszkadzało nam zajrzeć wieczorem na małe zakupy i khmerski masaż stóp, który jest jeszcze lepszy i przyjemniejszy niż tajski (i kosztuje jedyne 3 $). Jeśli chodzi o zakupy, a właściwie ogólnie o życie w Kambodży, to tu na prawdę panuje bieda. Nigdy nie widziałam, ani nie wiedziałam, że dla kogoś 1$ (a więc nasze 3 zł) może stanowić taką wartość i majątek. Mam trochę mieszane uczucia. Wracając do tematu zakupów, to kambodżańskie panie w przeciwieństwie do tajskich - które strasznie w ciągu ostatnich 2 lat się rozpuściły - bardzo chętnie negocjują. Oczywiście numer jest ten sam, czyli słyszysz cenę, marudzisz, odwracasz się, po czym pani cię goni i dostajesz taką cenę jaką chcesz. Negocjacje opłaca zaczynać się od 50% ceny. Czytałam gdzieś, że negocjowanie towarów jest nawet w dobrym tonie. Tak czy siak jak już się zacznie te negocjacje, to zaraz zaczynają się zlatywać inne panie, które łapią cię za rękę i ciągną do swojej budy mówiąc "chodź zobacz co ja mam, chodź zobacz co u mnie". Trzeba być odpornym (choć na początku jeszcze się o tym nie wie), bo można by tak cały wieczór ;)

Jutro zwiedzania ciąg dalszy. Wieczór kończymy popijając polską, zimną wódeczkę i podziwiając biegające po tarasie zwinne gekoniki.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 0 komentarzy0 20 zdjęć20 5 plików multimedialnych5
 
Nasze podróże
19.03.2011 - 03.04.2011