Geoblog.pl    naszepodroze    Podróże    Tajlandia-Kambodża 2011    witaj Kambodżo!
Zwiń mapę
2011
23
mar

witaj Kambodżo!

 
Kambodża
Kambodża, Siem Reap
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8874 km
 
Rano Bangkok wita nas grzmotami. Nie wróży to dobrze, chociaż taka pogoda na podróż jest zdecydowanie lepsza niż towarzyszący nam w ostatnich dniach upał. Po raz pierwszy od kilku dni jest na tyle zimno, że zakładamy bluzę i skarpetki. Po śniadaniu z hotelu odbiera nas Tajka z biura podróży i prowadzi do busika. Nie wiem czemu, ale zawsze się stresuje, że wsiądziemy nie do tego busa co trzeba i wylądujemy na jakimś tajskim zadupiu. Okazuje się, że jedziemy z Leszkami innymi busikami - szkoda.

Wyjazd z Bangkoku w godzinach porannych graniczy z cudem, w końcu po 4h jazdy (z czego jakieś 1,5h w korku) docieramy do przygranicznego miasteczka. Są już nasi znajomi i dalej będziemy podróżować razem - dobrze, bo teraz czeka nas "najgorsze", a więc słynna granica tajsko - kambodżańska. Zanim ruszymy, czeka nas ten sam numer, który przeżywaliśmy jadąc do Kanchanaburii - zabierają nam bilety, a w zamian dają kolorowe naklejki, więc to chyba u nich norma - w sumie jak się ma taki przemiał turystów to niedziwne. Z postoju do granicy jedziemy busikiem z 10 minut, po czym każdy dostaje swój bagaż i dalszą część drogi (do granicznego domku) pokonujemy pieszo. Widać, że kierunek ten cieszy się dużą popularnością, a Kambodża wykorzystuje swoje "5 minut" na rozwój. Na granicy roboty idą pełną parą i oprócz nowego, klimatyzowanego domku (a miał być stary i drewniany) powstaje też nowa brama wjazdowa - moim zdaniem mniej klimatyczna, niż stara, porośnięta mchem w stylu Angkoru - cóż, świat pędzi do przodu nawet tutaj.

Odprawa poszła gładko - wbrew temu co się naczytaliśmy - wystarczy mieć tylko wykupioną e-wizę, wypełnioną kartę wjazdu i kartę o aktualnych chorobach, którą wręczają przed granicznym domkiem (oczywiście najlepiej zaznaczyć brak kaszlu, kataru itp., co czasami po tajskiej klimatyzacji może być ciężkie ;) ). Ledwo opuszczamy domek, a już jesteśmy z każdej strony oblepieni skośnookimi, którzy chcą nam coś wcisnąć - twardo wg tego co pisali na forach idziemy przed siebie (teraz jak mam ten obraz w głowie, to śmiać mi się chce, bo na prawdę wyglądaliśmy jakbyśmy szli na jakąś wojnę). Niestety - po przekroczeniu granicy skończyła się nasza radość - zrobili nas w bambuko. Okazało się, że mimo zapewnień pani z biura, nasz transport kończy się w Poipet (granica), zamiast w Siem Reap. Mamy do wyboru, albo możemy czekać 2h na lokalny autobus, albo dogadać się z miejscowym i wziąć taksówkę za 40$ USD :/ Nie mamy nawet jak udowodnić wykupionego do Siem Reap transportu, bo przecież teraz zamiast biletów mamy te cholerne, bezużyteczne naklejki! W pierwszej chwili unieśliśmy się dumą i postanowiliśmy, że będziemy te 2h czekali (bo i tak pewnie autobus stał gdzieś za rogiem), jednak widząc jak nasi wszyscy współtowarzysze oszustwa jadą dalej, my też ulegliśmy. Teren po stronie kambodżańskiej nie wygląda za ciekawie. Po pierwsze straszna bieda, brud i bałagan - to, co zawsze uważaliśmy w Tajlandii za bałagan przy tym jest idealnym porządkiem. Po drugie pełno szemranych typów - oszustów, naciągaczy, kombinatorów. W okolicy królują kasyna (w Tajlandii jest zakaz hazardu, więc Tajowie przyjeżdżają tutaj) i na pewno życie nocne jest tutaj bardzo bujne i ciekawe. Plusem jest fakt, iż w ostatnich latach zrobili w końcu porządną drogę i teraz zamiast po piachu i kurzu jedzie się kulturalnie po asfalcie. Udało nam się wytargować taksówkę za 1000BTH czyli jakieś 30$ i w sumie to była dobra decyzja, bo zamiast 6h jechaliśmy do Siem Reap 2h (co i tak się później okaże długo, bo nasz kierowca robił nam przy okazji wycieczkę krajoznawczą). Po drodze mijaliśmy chałupiny, stada ichniejszych krów, bujną zieleń - taki ogólnie trochę trzeci świat.

Siem Reap za to okazuje się całkiem sporym miastem, ze sporą ilością eleganckich sklepów i wysokiej klasy hoteli. Nasz hotelik może nie jest z serii tych 5cio gwiazdkowych, ale bardzo, bardzo pozytywnie nas zaskoczył i z całą odpowiedzialnością go polecamy Golden Temple Villa. Spodobał się również Leszkom, więc zdecydowali się na pokój tutaj :) Oprócz klimatycznych wnętrz, super ogródka i własnej restauracji, dwie najważniejsze rzeczy - czysto i tanio!

Po kolacji i powitalnym drinku (pyszna limonkowa herbata) udajemy się na zwiedzanie miasta. Siem Reap, a przynajmniej ta nasza okolica, wyglądają zupełnie inaczej nocą niż za dnia, no i nie wyglądają za bardzo bezpiecznie. Pełno miejscowych w grupkach, szalonych motocyklistów jadących prosto na nas, ogólnie lepiej nie zapuszczać się za głęboko ;) Odkryliśmy za to miejsce, które mnie i Marysie bardzo ucieszyło i było celem każdej naszej wieczornej wyprawy przez najbliższe dni - nocny bazar. Królują tu przede wszystkim piękne, kolorowe szale i mięciutkie ubranka. Dodatkowo okularowy raj, biżuteria z postarzanego srebra. A wszystko w śmiesznych, nawet dla nas Polaków cenach. Cóż więcej mogą kobiety chcieć ;)

Jutro zaczynamy zwiedzanie największego kompleksu świątyń - Angkor Wat.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 16 wpisów16 0 komentarzy0 20 zdjęć20 5 plików multimedialnych5
 
Nasze podróże
19.03.2011 - 03.04.2011